sobota, 30 lipca 2011

53. Polowanie na słodkości

Zapragnęło mi się słodkości :-)


Morena zaprasza do jutra :-)

52. Ścieg żyłkowy

W ostatni wtorek (26.07) nareszcie doczekałam się zeszycia mojego brzuszka (mimo niewielkiego zbiorniczka z ropą w brzuszku). W końcu ile można chodzić z dziurą w brzuszku? A z racji, że trudno mi usiedzieć na tyłku, szwy bardzo szybko o sobie przypominają w mało delikatny sposób :-( Miłe uczucie wreszcie nie mieć gorączki :-) W najbliższą środę kolejna wizyta u chirurga, ale pewnie jeszcze za wcześnie by zdjąć szwy :-(

czwartek, 21 lipca 2011

51. Wyrostek

Tiaaaa.... to się napracowałam :-(
5 lipca (wtorek) wylądowałam na izbie przyjęć - myślałam, że tylko wątróbka trochę bardziej mnie boli niż zwykle a żołądeczek ot tak dla zasady odmawia wlewania w niego wody czy herbaty - na Izbie byłam przed 10tą. Po 11ej zjawił się lekarz, zlecił badanie krwi i usg brzuszka. Na usg czekałam ponad dwie godziny pod gabinetem, wyszłam z niego ok 14:30 coby się dowiedzieć, że na nim nic nie widać a lekarz będzie ok 16, bo operuje. Sobie wyszłam z Izby, zrobiłam kółeczko uliczkami, kefirek żurawinowy sobie kupiłam, bo ostatni posiłek to był obiad w niedzielę i wróciłam jakieś 15:15 na izbę (po drodze zdążyłam wypić pół tego kefirka), gdzie kolejny lekarz mi brzuszek ponaciskał i powiedział, że nic nie wolno mi już jeść a na 20tą mam wrócić zrobić ponownie badanie krwi i jeśli wyniki będą gorsze to na stół. Zanim na tą 20tą poszłam do szpitala mama zdążyła mnie spakować, gdyby kazali mi zostać. Przyszłam o tej 20tej, znowu utoczyli krwi i znowu kolejni lekarze mi brzuszek wygnietli i stwierdzili, że to wyrostek i że rano zoperują. Po 22giej byłam na oddziale - od razu na pooperacyjny, bo nigdzie więcej miejsca nie było. Zrobiły mi ekg, przytuliłam głowę do poduszki i nagle słyszę - przebrać i przygotować do operacji. W ostatniej chwili zdążyłam smsa do domu wysłać, że jadę na salę. Próbowałam przy podpisywaniu zgody na operację wynegocjować liposukcję, ale odmówili, bo NFZ nie refunduje :-( I lekarz i anestezjolog poinformowali mnie co będą mi robić i ledwo założyli mi maseczkę - film mi się urwał. Zdążyłam tylko zobaczyć na ekranie rekordowe dla mnie ciśnienie 170/80. Kolejne ocknięcie, gdy mnie wybudzali i... potem obudziłam się rano z wielkim opatrunkiem i dłuuuuugim cięciem. W piątek mnie wypisali, po powrocie do domu 39-40stopni, w sobotę to samo, ale jak ropa z krwią zaczęła tryskać przesz szwy, zadzwoniliśmy po pogotowie, i pan ratownik, gdy mnie przywieźli na izb powiedział tylko "moi drodzy spiep...cie sprawę" - efekt był taki, że rozpruto ponad połowę szwów, otwarto mi brzuszek, poczyszczono, zaopatrunkowano i kazano przyjeżdżać na opatrunki. Na izbie ok, ale w poniedziałek w przychodni musiałam już zrobić awanturę i zapytać, czy mam szukać innego szpitala, skoro odmawiają mi przyjęcia - efekt jest taki, że chirurg z przychodni traktuje mnie teraz tak jakbym byłam z porcelany ;-) Ech... ale jakby nie było od 9tego chodzę z otwartym brzuszkiem - wizyta co 3 dni więc przykazano mi, że sama muszę sobie opatrunki na moim otwartym brzuszku robić. W poniedziałek pojechałam znowu na izbę, zamiast chirurga była rezydentka w czasie specjalizacji, poinformowałam ją, że nadal mam gorączkę, brzuszek boli, siedzieć normalnie nie mogę, zasiałam w niej niepewność czy ropa i stan zapalny mogłyby uszkodzić mięśnie? i Pani szybko zabrała mnie na usg (bez kolejki) - wynik taki, że głębiej w brzuszku sobie jakiś zbiorniczek ropny siedzi i na razie jest za mały by brzuszek otworzyć i go nakłuć. Wreszcie doczekałam się antybiotyku i pyralginy i jeszcze czegoś przeciwzapalnego z czego musiałam zrezygnować po pierwszej kapsułce, bo połowę skutków ubocznych miałam, a i tak okazało się, że na mnie nie działał. Ropa nadal się leje, gorączka spadła do 37. Udało mi się wreszcie usiąść coby cokolwiek naklikać, bo póki co to tylko byłam w stanie myszką trochę poruszać. Z łózka czy fotela nie jestem w stanie sama się podnieść. Sypiam i czas spędzam na sofie, której na szczęście nie dałyśmy tacie wyrzucić - jedyny mebel, z którego z pewnymi trudnościami jestem w stanie się podnieść. Pozycja do spania - kręgosłup już chyba mi się w paragraf powykrzywiał :-( Wczoraj udało mi się szydełko wziąć do łapki i nawet kilka rządków zrobić. Dobrze, że na mini zlocie wzbogaciłam się tymczasowo od Sity o kilka Pratchettów, bo chyba by mnie całkowicie pokręciło, gdyż poza czytaniem w przerwach między skokami temperatury na nic innego siły nie miałam. Obecnie jeszcze się wykłócam o konieczność założenia z powrotem szwów - bo pani rezydentka wymyśliła, że rana sama się zabliźni :13:

Pocieszeniem dla mnie w czasie pobytu w szpitalu była informacja od Bartka, ze dotarł mój Pullip (ciesz oczy i łapki póki możesz ;-) ) i... następnego dnia po operacji mama allegrowej noelli przyniosła mi do sali... Momoko Twilight Fiance :-) laleczka zrobiła nieodparte wrażenie na współlokatorkach mojej sali szpitalnej szczególnie, że średnia wieku na oddziale to 74 lata :-D

Ych... ta boląca dziura to masakra, ten krótki pościk pisałam na trzy raty i... muszę poszukać dogodnej pozycji, bo mam wrażenie jakby wnętrzności koniecznie chciały przecisnąć się przez te dziurę. I jeszcze kot, który podejrzanie się patrzy na mnie, gdy mama zmienia mi opatrunki.... on chyba ma ochotę dobrać się do mojego brzuszka :-(